Prezentuję Wam zapis rozmowy między mną a Kasią Konfederak – Psychoterapeutką Gestalt ze Śląska. Tym samym chciałabym zapoczątkować cykl rozmów wyjaśniających i przybliżających istotę psychoterapii Gestalt, dla osób, które być może rozważają taki wybór w pracy nad własnym rozwojem.

 

Po co warto iść do psychoterapeuty?

 

Kasia: Dwie terapeutki rozmawiają przy kawie o terapii… Czy to nie dziwne?

Ala: Gdy praca jest Twoja pasją – nawet naturalne!

Kasia: Ala, według Ciebie po co ludzie powinni iść na terapię?

Ala: Kiedy myślę o sobie, to mi było to potrzebne, żeby uporządkować pewne rzeczy, rozwiązać problemy, przynieść ulgę w doświadczanych trudnościach – kiedy zaczęłam zdawać sobie z nich sprawę. Ważne było jednak to, żebym nie byłam z tym wszystkim sama.

K: Co Ci dawało to, że miałaś terapeutę naprzeciwko siebie, obok?

A: Poczucie bezpieczeństwa, które nie zawsze mi towarzyszyło w życiu. Bo to, że nie byłam sama to jedna rzecz, ale miałam też takie 100%-owe przeświadczenie, że osoba, która jest ze mną, to mój sojusznik, który nie odwróci się ode mnie, nie oceni w kategoriach: dobrze-źle. To było dla mnie bardzo pomocne. Wiedziałam, że moja terapeutka pokazuje mi różne perspektywy, różne mechanizmy, których używam, a które niekoniecznie są dla mnie skuteczne. Faktycznie bywało to dla mnie trudne i bolesne. Czasem. Ale wiem, że robiła to nie po to, aby mi uprzykrzyć czy utrudnić życie, ale wręcz przeciwnie – po to, by było ono łatwiejsze albo po prostu inne. A Ty?

K: Ja myślę o tym, że terapeuta jest takim dostępnym i stałym „obiektem”.  Przypominam sobie, że kiedy ja byłam w terapii, to były w tej relacji trudne momenty i emocje, że się np. złościłam na terapeutkę z jakiegoś powodu. A jednak ona zawsze czekała na mnie w umówionym terminie i to dawało mi poczucie bezpieczeństwa oraz akceptacji. Myślę o tym, że mogłam mieć różne emocje w danej chwili, mogłam być taka, jaka jestem naprawdę, zła, czy smutna – a ona mnie nie opuściła, nie odwróciła się i była przy mnie.

A: Właśnie to jest to!  Czytałam ostatnio „Psychoterapię Gestalt w praktyce klinicznej” i spodobało mi się jak tam to ujęto… O ile dobrze pamiętam, to było tam napisane, że terapia Gestalt nie tylko usuwa przeszkody. Terapia ćwiczy w dostrzeganiu tego, co dotąd było dla nas niewidzialne; uczy tolerowania, a nawet entuzjazmu dla tego, co dotychczas ignorowaliśmy lub czego unikaliśmy. Myślę, że słowa te trafnie opisują doświadczenie bycia w terapii – uczymy się siebie i ciekawimy sobą samym.

K: No tak, ciekawimy, uczymy się. Niezmiennie angażuję się w terapię moich klientów, w ich życie i ich sprawy. Są dla mnie ważni.

A: Tak, to jest moim zdaniem podstawa, żeby się zaangażować w proces. Pamiętam, że czułam to zaangażowanie ze strony terapeutki i było to dla mnie ważne. Bo na dobrą sprawę, jak się rozejrzysz wokół, w swoim otoczeniu, to czy ktokolwiek w świecie, przy takim trybie i tempie życia jaki obecnie prowadzimy, jest w stanie zaangażować się w Twoje życie tak na poważnie, głęboko, uważnie?

K: Wydaje mi się, że nie. Na pewno tak może się stać w jakichś bliskich relacjach, z przyjaciółmi czy partnerem, wtedy jest zaufanie i bliskość. Ale czy obecnie ludzie są zdolni do tworzenia takich relacji? Z mojego doświadczenia wynika, że młode osoby mają trudność w radzeniu sobie z emocjami towarzyszącymi spotkaniu z drugim człowiekiem, a dzieje się tak z powodu braku istotnych, intymnych więzi na co dzień w naszym życiu. Nie jest to aspekt, którego nasi rodzice zawsze świadomie nas uczą.

A: A terapeuta jest świadomy tych procesów.

K: Dokładnie tak jest, terapeuta wchodzi w świat klienta, szuka zrozumienia jego procesu, przygląda się jak to wpływa na niego samego. Rozumienie i świadomość procesu są kluczowe. I oczywiście relacja.

A: Tak, taka relacja, która jest motywująca. Bardzo przemawiają do mnie słowa Margerity Spagnuolo Lobb: „Osoba zdrowa to niekoniecznie tylko taka, która potrafi wygrywać, ale taka która potrafi doświadczać ciepła bliskich relacji oraz emocji”.  Więc jak sobie myślę o pytaniu, po co iść na terapię, to w pierwszej kolejności przychodzi mi do głowy, że po relację, w której dostanę uwagę i akceptację, ale też coś bardzo cennego – możliwość skonfrontowania się z wieloma rzeczami, które przecież robię nie najlepiej, a nie zawsze otoczenie, w taki właściwy, dobry dla mnie sposób, potrafi mi to pokazać.

K: Tak, czasami otoczenie przekazuje nam to dość agresywnie i ciężko to przyjąć. Natomiast terapeuta kładzie nacisk na uwrażliwianie na bodźce zewnętrzne – z reguły „krok po kroku”, zaczynając od prostego odczuwania typu „przyjemne – nieprzyjemne”.

A: Dokładnie tak. I w takim zupełnie technicznym wymiarze myślę, że to jest JEDNA godzina w ciągu tygodnia, która JEST i nawet jeśli mam natłok wszystkiego, to jest to taki czas dla mnie, wyjątkowy, w którym na chwilę zatrzymuję się, by czuć….

K: Tak, a my jesteśmy nauczeni radzić sobie sami, nieprawdaż? Tymczasem w terapii jest druga osoba, która mnie rozumie, rozumie zachodzące we mnie procesy, to co się ze mną dzieje.  W życiu często słyszymy „o co ci chodzi?”, nawet od najbliższych osób. A terapeuta ze względu na swoje doświadczenie czy wykształcenie, poszukuje razem ze mną, przeżywa, sprawdza, dlaczego jest tak a nie inaczej.

A: Wiesz to ciekawe, co powiedziałaś, bo jak się przyglądam swojej pracy terapeutycznej czy terapeutów, z którymi współpracuję, to nigdy nie usłyszałam ani sama nie powiedziałam słów „nie wiem o co Ci chodzi”.

K: Ja też sobie nie przypominam ☺ ale w relacjach osobistych takie zdanie usłyszałam nie raz. W domu, czy wśród przyjaciół.

A: I po to właśnie warto iść na terapię, żeby doświadczyć INNEGO.

K: Po zrozumienie i realny kontakt, taki autentyczny z drugim człowiekiem. Przecież w życiu potrzebne są relacje, dobre i prawdziwe.

A: Zwłaszcza teraz, kiedy kontaktujemy się w dużym stopniu przez fejsbuka, instagram , tweety, smsy, snapy, itp.

K: Ja jestem o tym przekonana. I z jednej strony przemawiają do mnie słowa Isadora Fromma, że terapia w porównaniu do takich rzeczy jak przetrwanie czy życie jest sprawą trywialną… Z drugiej strony – to dla mnie najbardziej skuteczna forma rozwoju, pokonywania przeszkód w życiu, minimalizowania cierpienia… Mogłabym jeszcze wiele aspektów wymienić!

A: I sporo spotykam takich osób, które uważają, że psychoterapia jest potrzebna i pomocna. Ale też i takich, dla których jest ona czymś ostatecznym lub w ogóle nie jest potrzebna, nawet wtedy, kiedy mają trudności. Głównie ze względu na to, że pójście do terapeuty nadal jest kojarzone przyznaniem się do tego, że coś jest ze mną „nie tak”.

K: To raz. A dwa to, że społeczeństwo nader często kojarzy psychoterapię z leczeniem choroby.

A: Społeczeństwo owszem. Jednocześnie to przyznanie się przed samym sobą: „sam/a nie daję rady” bywa najtrudniejsze.

K: W takim pokoleniu żyjemy. Przecież słyszeliśmy od naszych „nieobecnych” rodziców… „Poradź sobie sam czy poradź sobie sama”… tak jesteśmy nauczeni, żeby radzić sobie sami. Nie było kogo prosić o pomoc, z czasem stawało się to oznaką słabości.

A: Jakbyś miała jednym zdaniem albo nawet jednym słowem odpowiedzieć na pytanie, po co wobec tego wszystkiego, o czym rozmawiałyśmy, idzie się na terapię? To jak byś to określiła?

K: Po prawdziwą relację. A według Ciebie?

A: Wiesz, przychodzi mi wiele słów do głowy…

K: Ale sama zaproponowałaś jedno ☺

A: Wiem, wiem… ja z kolei myślę o akceptacji i bezpieczeństwie.

K: To ładnie się łączy: bezpieczna relacja z akceptacją.

A: Dokładnie tak! ☺ To chyba jest najważniejsze.